3. Ignaczak, co to jest?
Łukasz
Praca, praca i jeszcze raz praca. W
takim wydaniu upłynęło nam kilka ostatnich tygodni przed Igrzyskami. Cztery
lata temu nie sądziłem, że uda mi się wystąpić w tym turnieju. A jednak!
Marzenia się spełniają. Liga Światowa czy Memoriał Wagnera podniosły morale
zespołu, byliśmy pewni naszych umiejętności i wartości naszej gry. Czuliśmy,
że możemy zdziałać naprawdę wiele.
Londyn nie przywitał nas zbyt
zaskakująco. Deszcz, szaruga i mgła, ale w naszej drużynie panował optymizm.
Wiara w zwycięstwo dodawała nam otuchy. Krzysiek biegał z kamerą i
uwieczniał praktycznie każdy moment naszej przygody.
Czas meczu z Włochami nadszedł
niewiarygodnie szybko. Siedzieliśmy już w szatni i powoli
przygotowywaliśmy się do spotkania, gdy o swoim istnieniu przypomniał mi
telefon.
„Zlejcie tych zarozumiałych Włochów!
Ale Łasko możesz pozdrowić, on nie jest taki zły. Powodzenia mój wystawiaczu.
:*” – Kto by się po
takiej wiadomości nie uśmiechnął? Oliwia zawsze wie, co napisać, żeby człowiek
od razu miał dobry humor.
No i Włochów zlaliśmy. Ale z
Bułgarami tak pięknie nie było. Tak dawno nie przegrywaliśmy, że zapomniałem,
jak smakuje porażka. Trzeba było jednak przełknąć tę gorzką pigułkę. „Yhm, no dobra. Bułgarzy przecież dobrze grają w siatkę, nie?
Lepiej przegrać teraz, niż w ćwierćfinale. Jezu, gadam jak ci wszyscy
pseudodziennikarze! Co wy ze mną robicie? W każdym razie, ja zawsze wam
kibicuję i ty o tym dobrze wiesz. Pokaż De Cecco kto tu jest lepszym
rozgrywającym!” – Cała Oliwia, potrafi każdą bolesną sytuację
obrócić w żart i sprawić, że ból jest dużo mniejszy. Tego jej zawsze
zazdrościłem, dystansu, jaki miała do siebie i życia. Ja często wszystko zbyt
poważnie traktuję, choć niejaki Krzysztof Ignaczak ma na mnie wyjątkowy wpływ i
doprowadza do tego, że i ja nabieram tego dystansu.
Porażka z Bułgarią nas otrzeźwiła i
do meczu z Argentyną podeszliśmy bardzo mocno skoncentrowani. Dla mnie
zwycięstwo było podwójne, w końcu, jakby nie patrzeć, był to dzień moich
urodzin. Było już późne popołudnie, a ani Agnieszka, ani Oliwia się nie
odezwały. Nawet Juantorena czy Raphael pamiętali, a one nie. Nie powiem, trochę mnie to zabolało. Dzielnie
jednak udawałem, że wszystko jest w porządku i razem z chłopakami poszliśmy
na kolację do restauracji w pobliżu wioski olimpijskiej.
Oliwia
Nie wiem jakim cudem, ale udało mi
się mój przyjazd do Londynu utrzymać w tajemnicy. O moich planach wiedział
tylko Ignaczak, który musiał to uwzględnić w swojej wielkiej niespodziance na
Łukaszowe urodziny. Przecież życzenia sms-em to nie to samo co złożone
osobiście. Poza tym chciałam ich
wszystkich spotkać i zobaczyć na żywo mecz, poczuć tę atmosferę Igrzysk.
Byłam na spotkaniu z Argentyną, ale robiłam wszystko, żeby mnie nie zauważył.
Chyba się udało, bo Krzysiek twierdził, że Żygadło się nie zorientował i jest
przybity. Miałam wrażenie, że swoje trzy grosze dorzuciła też Agnieszka.
Siedziałam w restauracji przy
wielkim stoliku i czekałam na stado siatkarzy, którzy w zwyczaju mieli
kilkunastominutowe spóźnienia. Tak też było i tym razem, ale jakoś mi to nie
przeszkadzało. „Odejdź od tego stołu! To ma być
niespodzianka!” – Krzysiu jak
zawsze o wszystko zadbał i swoim cudownym sms-em zmusił mnie do ukrycia
się w toalecie. Minęło pięć minut, dziesięć, po dwudziestu już zaczynałam świrować.
Sięgnęłam po telefon i wybrałam numer libero, odebrał chyba po szóstym
sygnale.
- Ignaczak, do
cholery! Ile ja mam siedzieć w tym kiblu? – zapytałam poirytowana.
- W kiblu
siedzisz? Co ty tam robisz?
- No, wyobraź sobie,
że jakiś idiota kazał mi się ukryć. Nie wiesz może kto?
- Już, już.
Wyluzuj kochanieńka, złość piękności szkodzi. Idź na zaplecze, tam stoi taki
duży tort, wpakuj się do niego i za pięć minut się spotkamy.
- Gdzie mam się
wpakować?! – zapytałam zszokowana, ale odpowiedziała mi cisza.
Jak Ignaczak coś wymyśli, to nie
wiadomo czy się śmiać, czy płakać. Naprawdę. Poszłam na to zaplecze, zupełnie
nie wiem dlaczego. Z początku poczułam się jak intruz, lecz po chwili
zobaczyłam ten wielgachny tekturowy tort i miałam ochotę zabić pewnego
siatkarza.
- Musi go pani
bardzo kochać – usłyszałam angielskie słowa.
- Ja? Kogo? –
zdziwiona zwróciłam się do kelnerki.
- Tego jubilata,
ja bym chyba nie weszła do takiego tortu – uśmiechnęła się i wskazała na obiekt
moich negatywnych emocji.
- Tak, kocham…
Takie życie – zaśmiałam się pod nosem.
- To co? Wchodzi
pani? – zapytała po chwili.
- Chyba nie mam
wyjścia – wzięłam głęboki wdech i weszłam do tego wymysłu idiotów.
Po chwili odczułam minimalne ruchy,
chyba ktoś właśnie zaczął „wieźć” tort, a ja zupełnie nie wiedziałam, co mam
dalej robić. Podróż długo nie trwała, a pudło było na tyle cienkie, że
słyszałam, co dzieje się wokół.
- Ale wielki
tort! – krzyknął jakiś uradowany siatkarz, obstawiam, że Winiarski. Dlaczego?
A to już taka moja słodka tajemnica.
- O, Jezu!
Ignaczak, co to jest? – to już był Łukasz. Mój kochany, zszokowany Łukasz.
- To jest
niespodzianka, panie Żygadło – odezwała się kelnerka, z którą chwilę wcześniej rozmawiałam.
- Jaka znowu
niespodzianka? – zapytał.
- Duża! –
stwierdził inteligentnie Kurek.
- O co w tym wszystkim
chodzi? – dopytywał dalej Łukasz.
- Psst… -
usłyszałam z tyłu pudła. – Oliwia, jak skończymy śpiewać „sto lat”, to
wychodzisz – oznajmił Ignaczak. – No, to czas zaśpiewać! – krzyknął radośnie i
chór siatkarskich beztalenci zaczął swoje przepiękne zawodzenie.
Przy ostatnim sto lat myślałam, że mi uszy pękną, ale w końcu nadszedł
mój wielki moment. Rozpostarłam ręce i rozwaliłam ten przeklęty karton,
jednocześnie w całej krasie ukazując się dwunastu wybrańcom Anastasiego.
Ignaczak posłał mi spojrzenie w stylu: „Wiem, że mnie kochasz. Ale zobacz jaka
zabawa!”, a mina Łukasza wyrażała więcej niż tysiąc słów. Od zaskoczenia, przez
radość, do kolejnego zaskoczenia.
- Wszystkiego
najlepszego, staruchu! – krzyknęłam w końcu i zaśmiałam się jak psychopatka. A
po chwili znalazłam się w ciepłych ramionach rozgrywającego.
- Najwspanialsza
niespodzianka, jaka mogła mi się przytrafić – oznajmił radośnie Łukasz i pocałował
mnie w czółko. Jakie to słodkie.
Usiadłam pomiędzy Żygadłą i
Ignaczakiem, więc na nudę narzekać nie mogłam. Ciągłe przekrzykiwania, dowcipy,
anegdoty z życia reprezentacji, a to wszystko kulturalnie popijane soczkiem
pomarańczowym.
- Sama na to
wpadłaś czy Ignaczak cię namówił? – ciekawość wygrała.
- Przyjazd to
moja inicjatywa, ale ten tort to tylko Igła mógł wymyślić.
- Jesteś
wspaniała – odpowiedział i objął mnie ramieniem, położyłam głowę na jego barku
i rozkoszowałam się tą bliskością. Po chwili jednak usłyszałam szczęk otwieranych
drzwi oraz radosny
krzyk: „Niespodzianka!”
Bartek
Żygadło
to ma jednak fart. Urodziny spędzał na turnieju życia, a i tak przyjechały
do niego dwie kobiety! A ja jak zwykle musiałem zadowolić się jakimś
chorym rodzinnym spędem. W momencie gdy Łukasz tulił do siebie Oliwię, tę
uroczą, słodką, a jednocześnie pełną energii i pyskatą dziewczynę, do
restauracji wparowała Agnieszka. Oczywiście żona naszego rozgrywającego.
Morawska automatycznie oderwała się od Łukasza i przywdziała maskę obojętnej.
Ziomek był totalnie zaskoczony, chyba jeszcze bardziej, niż kilkadziesiąt minut
wcześniej gdy Oliwia wyskoczyła z tortu.
Agnieszka
wręcz rzuciła się na rozgrywającego i ostentacyjnie udowadniała, do kogo on
„należy”. Swoją drogą było w tym trochę nietaktu, przecież każdy z nas tęsknił
za rodziną! Po chwili jednak Łukasz sprowadził ją na ziemię i wszystko wróciło
do normy. No, dobra, nie wszystko. Oliwia od tamtej pory prawie w ogóle
się nie odzywała. Od czasu do czasu tylko uśmiechała się na dowcipy Ignaczaka.
W końcu nie wytrzymała i poszła do toalety. Postanowiłem pójść za nią, ale sam
nie wiem dlaczego. Siedziałem na kanapie i czekałem, aż wyjdzie z
pomieszczenia.
- Wszystko w porządku? – zapytałem, gdy wyszła z toalety.
Oczy miała czerwone, ewidentnie płakała.
- Tak, dzięki za troskę – odpowiedziała mechanicznie i
usiadła obok mnie.
- A ja mam trochę inne zdanie na ten temat.
- Jak już chcesz pomóc, to po prostu mnie przytul –
zaskoczyły mnie jej słowa, ale posłusznie wykonałem polecenie. Objąłem jej kruche
ciało swoim ramieniem, a ona wtuliła się we mnie jak małe dziecko.
~*~
Jeszcze przed świętami możecie powiedzieć: "dzień dobry" Bartkowi i złej Agnieszce. Nie będę się powtarzać, więc życzenia i świąteczny prezent macie na świat-commi :) Pozdrawiam i do zobaczenia za tydzień tutaj lub na short-volleyball-stories. Kto wie, może coś się tam pojawi. :)
Commi.
Mówię Dzień Dobry i tulę Oliwkę na odległość.
OdpowiedzUsuńDobry Wieczór :) przytul ode mnie Oliwkę a Bartkowi powiedz, że ma szansę :)
OdpowiedzUsuńPrezent Liv był ciekawszy i o wiele lepszy niezapowiedziana wizyta Agi, chodź Olivika też wpadła do Londku niespodziewanie, ale Oliwia miała wejście smoka. Krzysiu jak zwykle ma genialne pomysły, ale przynajmniej Ziomek mógł ten dzień spędzić z ludźmi których kocha.
OdpowiedzUsuńSzkoda tylko trochę Livki, bo na pewno jej było przykro, jak zobaczyła Agę, ale cóż zrobić?
Ma przynajmniej (dobrego?) pocieszyciela, a nóż coś się między Livią, a Bartoszem zrodzi :d
Nie lubię Agnieszki :3
OdpowiedzUsuńPomysł prezentu - wyśmienity! Też chcę, żeby mi ktoś zrobił taką niespodziankę *__* Ale zapewne nie mam na co liczyć, bo nie mam takiego oddanego przyjaciela. Sama sytuacja z Agnieszką - aż mnie ciarki przeszły. Biedna Oliwia. I ja zwyczajnie NIE WIERZĘ, że Łukasz jest taki ślepy i nie widzi, jak to zadziałało na Oliwię. No po prostu nie wierzę, tyle. Mam nadzieję, że Oliwii pomoże pocieszny Bartuś. :)
OdpowiedzUsuńWesołych świąt i weny przede wszystkim. :*
O ja Kurek jaki spostrzegawczy, to miła odmiana po ciapowatym Bartku który nie wie co się wokół niego dzieje. Igła jak coś wymyśli to tak to się właśnie kończy, dlatego ja gdybym go znała to zawsze byłabym czuja. Wyskakiwanie z tortu fajna sprawa i super niespodzianka dla Łukasza. Kurcze Oliwia chyba sobie niezbyt dobrze radzi ze swoim uczuciem, skoro gdy tylko pojawia się Agnieszka ta nie potrafi zagrać że wszystko jest ok. Igrzyska, największa radość i największy koszmar po wygranych i przegranych naszych siatkarzy. Wesołych i dużo, dużo weny kochana :*
OdpowiedzUsuńwięcej poproszę, jestem złakniona nowych wiadomości. a tak po za tym, to wesołych świąt <3
OdpowiedzUsuńno a myślałam że Aga okażę się milsza w stosunku do Oliwi, ale widać że pokazała czyje jest miejsce przy boku Łukasza :) buziaki i Wesołych Świąt ;)
OdpowiedzUsuńKrzysiu to ma genialne pomysły ;) Też bym chciała żeby mi na urodziny z tortu wyskoczył np jakiś siatkarz :D Łukasz był wyraźnie zaskoczony i ucieszony kiedy Oliwia wyłoniła się z tortu, a jak wpadła Agnieszka to raczej tylko zaskoczony. Ona go w dalszym ciągu kocha, a Łukasz dalej tkwi w małżeństwie na odległość które zaczyna funkcjonować już tylko na papierze. Współczuje Oliwi z całego serca, a Łukaszowi życzę kierowania się rozumem i sercem :)
OdpowiedzUsuńPomysł z tortem genialny i tylko Igła mógł na niego wpaść :) Łukasz bardziej się ucieszył z przyjazdu Oliwii niż z Agnieszki i jego małżeństwo na odległość powoli się sypie. Pozdrawiam i życzę wesołych świat, spełnienia marzeń i weny twórczej :)
OdpowiedzUsuńŁukasz był szczęśliwy widząc Oliwię, wychodząca z tortu. Natomiast pojawienie Agnieszki nie koniecznie go chyba ucieszyło. Fakt jest jego żona, ale on chyba nie jest z nią szczęśliwy. Z resztą małżeństwo na odległość, to nie małżeństwo. Prędzej czy później i tak się rozleci.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:*
Genialne! Po prostu genialne. Jeśli możesz to informuj mnie o nowych postach na moim blogu http://severus-alex.bloog.pl/
OdpowiedzUsuńcałe opowiadanie jest świetnie, masz świetny styl pisania no i historia jest o moim ukochanym Ziomku
Agnieszka... Ona zawsze musi wszystko popsuć? Musi przyjść w najgorszym momencie? Szkoda mi Oliwii. No cóż. Musi w tym żyć. Szkoda tylko, że tak cierpi.
OdpowiedzUsuńkurde! będzie źle! ale ciekawie :)
OdpowiedzUsuńOhoho Agnieszka zaznaczyła terytorium. No cóż prawo żony! Bartosz zazdrośnik jeden!
OdpowiedzUsuńGdybym ja była na miejscu Łukasza, dziękowałabym Bogu za taką Oliwię, która w chwili słabości pocieszy, a w radości pogratuluje. :) Hahahaha, Igła i te jego pomysły. Chyba nie muszę mówić, że, mówiąc kolokwialnie, dedłam, kiedy kazał Liv władować się do tortu? :D Co jak co, ale taką niespodziankę to ja też poproszę! No cholera, Agnieszka pojawiła się tak nagle, coś w rodzaju córki marnotrawnej. Ech, biedna Oliwia, widać, że nadal czuje coś do Żygadło, a musi to ukrywać ze względu na jego żonę. Żeby tylko Bartek nie zawędrował w tym pocieszaniu za daleko! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i Wesołych życzę! :*
rany, tak długo szukałam odpowiadania o Bartku i Ziomku - dziękuję, że zaczęłaś pisać! z niecierpliwością czekam na rozdziały :*
OdpowiedzUsuńOj zrobiła, zrobiła Oliwia prezent Łukaszowi i coś mi się wydaje,że bardziej jest z niego zadowolony niż na widok swojej żony ale to tylko taka moja mała sugestia;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Powiem tak. Patrząc na to wszystko, co przeczytałam w tych trzech rozdziałach dochodzę do wniosku, że mimo wszystko to Oliwia bardziej kocha Łukasza, niż jego żona. Mam wrażenie, że Agnieszka kocha nazwisko ,,Żygadło'' i jego pieniądze, ale oczywiście mogę się mylić. Jestem niezmiernie ciekawa, jak to dalej się ułoży.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
No! Nareszcie znalazłam chwilę i w końcu tu dotarłam. :) Bardzo, ale to bardzo podoba mi się historia Liw i Łukasza, a to, w jaki sposób piszesz doprowadza mnie do palpitacji serca. :)
OdpowiedzUsuńNasz rozgrywający dostał chyba najlepsze prezenty na urodziny, jakie może sobie wymarzyć siatkarz: wygrany mecz, kolacja z kumplami i niespodziewane odwiedziny dwóch najważniejszych kobiet w życiu. Nic, tylko pozazdrościć! :) Ignaczak jak zwykle miał pomysły nie do przebicia! :D A ta cała Agnieszka... jakoś nie przypadła mi do gustu i póki co, mam do niej obojętny stosunek... Kurek w roli pocieszyciela? - molto interessante. Ciekawa jestem, jaka będzie jego rola w tym wszystkim...
Gdzieś tam kiedyś już wspomniałam, że nie wierzę w przyjaźń damsko - męską i ciekawa jestem, jak to będzie w przypadku Oliwii i Łukasza... Stara miłość nie rdzewieje?
pozdrawiam :*
Tylko Igła jest w stanie wpaść na taki inteligentny pomysł! :D Usmiałam się szczerze wyobrażając sobie Oliwię pakującą się do tego kartonowego tortu. Wszystko szło jak po maśle, aż do przyjazdu Agnieszki... Kurczę popsuła całą zabawę ;/ Oliwia musiała się poczuć okropnie... No, ale pojawił się Bartek i te jego silne siatkarskie ramiona. Czasami się jednak na coś przydają :D
OdpowiedzUsuń